Nie jesteś zalogowany na forum.
Od jednej skrzynki do drugiej, powoli przechodziłeś przez kamienny tunel. Gdy dotarłeś do końca, przylgnąłeś do ściany i wyjrzałeś na ile mogłeś. Oczom ukazała ci się ogromna jaskinia, otoczona rusztowaniami ciągnącymi się na wiele poziomów w dół i w górę. Po niektórych poziomach widziałeś przechadzających się ludzi w czarnych kombinezonach, bardzo podobnych do tego który nosił Ryuichi. Wokół nich czasami chodziły pokemony ale widziałeś, że są... dziwnie przygaszone. Ze spuszczonymi głowami błąkały się bez celu, a każde z nich miało zaciśniętą wokół szyi grubą, świecącą na fioletowo obrożę.
W samym centrum jaskini widziałeś ogromną konstruckję w trakcie budowy. Szkielet przypominał rakietę albo wieżę. Pracowało nad nim mnóstwo pokemonów, a nadzorowali je ludzie w kombinezonach.
Offline
Przyglądam się temu z ukrycia, zaciskając dłonie w pięści. Dranie... Miałem ochotę rzucić się na pomoc tym pokemonom, ale wiem, że prędko byłbym taki, jak one. Bo, cholera, sam niewiele zdziałam! Nie mniej... próbuję zrobić kilka zdjęć tym dziwnym Pokedexem. Żeby pokazać Ryuichiemu. Ciekawe, jak jemu idzie. Podchodzę nieco bliżej krawędzi, by ująć jak najwięcej i przeanalizować jak najlepiej układ pomieszczenia. Ale mięśnie aż same spinają się do działania. Te pokemony cierpią... Cholera...
Offline
Górne poziomy, dolne, wielka konstrukcja. Miałeś nadzieję, że udawało ci się złapać wszystkie najważniejsze elementy. Przeszedłeś jeszcze dalej, wychylając się chcąc dostrzec w dół wielkiej konstrukcji. Widziałeś tam duży fioletowy kryształ. Był ładowany na sam dół urządzenia a w środku widziałeś... jakby cień? Sylwetkę czegoś. Czegoś na czterech łapach...
-HEJ! - usłyszałeś nagle ostry głos. Za tobą, z tego samego tunelu, stał kolejny człowiek w kombinezonie.
Offline
Sapnałem, spinając się i obróciłem za siebie. O nie.
Rozejrzałem się, ale... cholera, nie ma dokąd uciec! Więc... rzuciłem się na mężczyznę, chcąc przemknąć mu pod ramieniem i nawiać, skąd przyszedłem! Plan marny, ale jedyny w tej chwili w mojej głowie.
-Nie, proszę...- jęknąłem jeszcze i łapię za pokeball Taillowa. W najgorszym wypadku będzie moim małym posłańcem, jeśli to się uda.
Offline
Plan był może i dobry w twojej głowie, ale nie poszło za dobrze. Owszem, udało ci się wyślizgnąć bo wejście do tunelu było szerokie, ale po chwili usłyszałeś za sobą "Bierz go!" a potem warczenie i odgłos łap. Odwróciłeś głowę, widząc jak pędzi za tobą Mightyena w wielkiej fioletowej obroży. Oczy miała niemal puste, jakby nie kontrolowała swoich akcji. Masz teraz wybór: biec dalej czy jednak powstrzymać łowcę?
Offline
W pierwszej chwili... chciałem. Ale chowam pokeball z powrotem do kieszeni i staję naprzeciw pokemona, rozpościerając ramiona. Wścieka mnie myśl, że ktoś krzywdzi pokemony... Łapię Mightyenę, kiedy ta atakuje. To nic, że będzie boleć. Szukam sposobności, by uwolnić ją od obroży. Wiem, że nie działam racjonalnie. Ale to jest teraz ważniejsze. Bo przeraża mnie, bardziej niż siła, to ta pustka w oczach pokemona, który... no nie powinien tak wyglądać.
Offline
Bestia skoczyła na ciebie. Od razu poczułeś zęby zaciskające się na twoim ramieniu. Ból. Szarpnęcie. Ciepła krew spływająca po dłoni. Nie mogłeś powstrzymać krzyku gdy wielkie cielsko pełne futra przygniotło cię do ziemi. Jedną wolną ręką sięgnąłeś do obroży. Na szybko szukałeś jakiegoś zaczepu, przycisku, lub czegokolwiek co mogłoby ją poluzować. Niestety, nie czułeś nic takiego.
Mightyena zawarczała jeszcze, posyłając kolejną falę bólu w twoje ciało. Po chwili słyszałeś kroki jej oprawcy. Łzy zaczęły napływać ci do oczu. W głowie szumiało. Było źle.
Offline
Krzyknąłem rozpaczliwie, wijąc się pod bestią.
-Już dobrze....- przemawiałem przez łzy, oszołomiony bólem. -Już... Dobrze... Ngh!- szlocham. Próbuję głaskać pokemona mimo ranionego ramienia. Drugą ręką próbuję zrobić... cokolwiek, żeby dać sygnał Ryuichiemu. Cokolwiek. Szkoda, że Taillow stąd nie ucieknie... Ale nie pozwolę i jego skrzywdzić! Nie poddam się.
Offline
Nie bardzo wiedziałeś co zrobić, jedyne co jeszcze udało ci się zrobić to odczepić zarówno OmniDexa jak i PokeBall Taillowa. Mightyena nie reagowała ani na twoje słowa ani na dotyk. Zaciskała szczęki na twoim ramieniu, jakby chcąc co chwilę przypomnieć ci o bólu. Kroki były już coraz głośniejsze, została ci może ostatnia akcja jaką możesz wykonać. Wyszarpać się i próbować biec? Kazać uciekać albo schować się Taillowowi? Coś innego?
Offline
Wypuszczam Taillowa.
-Spróbuj się wydostać... Znajdź... Ryu...- syknąłem, przytrzymując Mightyenę. -Dasz radę... wierzę w ciebie.- uśmiechnąłem się do pokemona, mimo bólu. -Ja ich zajmę.- sapnałem.
Offline
Na początku Taillow napuszył się i chciał dziobać Mightyenę, ale jak tylko usłyszał twoją prośbę powstrzymał się. Spojrzał jeszcze na ciebie i zaćwierkał jakby chciał się upewnić, że tego chcesz. Po chwili jednak wzbił się pod samo sklepienie jaskini i w kierunku głównego pomieszczenia. Kroki już były przy tobie, ale nie zdążyłeś usłyszeć nic więcej, bo straciłeś przytomność.
Obudził cię tępy ból w ramieniu. Siedziałeś na zimnej podłodze, z rękoma za plecami. Usłyszałeś szczęk kajdan gdy się poruszyłeś. Gdy oczy dostosowały się do słabego światła, zobaczyłeś, że siedzisz w czymś co przypominało... biuro? Wszystko wyłożone płytkami, przypominało niemalgabinet lekarski. Oprócz drzwi naprzeciwko, był jeszcze stół i pojedyncze krzesło. Nie dostrzegłeś już nic więcej. Dodatkowo, poczułeś że masz na sobie bandaże.
Offline
Jęknąłem cicho, mimowolnie. Słyszałem w uszach szum. Głowa tak boli... Próbuję się ruszyć. Zaczynam się też bać. Martwię się o Taillowa. Czy uciekł? Oby... Mój dzielny przyjaciel, na pewno mu się udało!
Offline
Wszystko wskazywało na to, że byłeś w pomieszczeniu sam. Łańcuch pozwalał ci tylko dojść do stołu, mniej więcej do połowy pomieszczenia. Nie wiesz jak długo tu juz siedziałeś, ale powoli czułeś głód. Nie przejmowałeś się tym za bardzo, twoje myśli okupowało tylko i wyłącznie co się mogło stać ze wszystkimi innymi. Z Taillowem. Z Ryu. Z pokemonami pozbawionymi woli...
Brak jakiegokolwiek zegarka powodował, że trudno ci było określić czas jaki spędziłeś przytomny. Po chwili jednak drzwi odsunęły się automatycznie i weszły dwie osoby. Dwójka rosłych mężczyzn w czarnych kostiumach, z twarzami na wpół zakrytymi wizjerami. Każdy przy pasku miał PokeBalle bardzo podobne do tych, które dostałeś od Ryu.
Jeden z mężczyzn stanął przy drzwiach, podczas gdy drugi zbliżył się do ciebie.
-Nasz śpiący królewicz się obudził. Dobrze. Będziemy mogli sobie porozmawiać. - warknął.
Offline
Zagryzłem wargę, siedząc chwilowo na podłodze. Spoglądam na nich nieprzyjaźnie.
-Nic wam nie powiem. Nie mam co mówić. Wypuśćcie mnie.- poleciłem tak stanowczo, jak tylko zdołałem w tej sytuacji. Pewnie wyszło marnie, ale to nic. -Nie możecie przecież trzymać mnie tu w nieskończoność, prawda?- odwróciłem w końcu wzrok.
Offline
Uśmiechnął się tylko, widząc jak lekko się złamałeś w swojej determinacji pod sam koniec.
-Może tak, może nie. Przyszedłeś tu sam, ale to... - wyjął z kieszeni OmniDex. - Na pewno nie jest stąd. Skąd to masz? Z kim współpracujesz?
Drugi z mężczyzn nadal się nie odzywał. Obserwował każdy twój ruch.
Offline
-Co? Nie rozumiem? Przybyłem do miasta ledwie dzień, może dwa dni temu?- nie skłamałem. -Podróżuję, chcąc znaleźć sobie miejsce i pracę, nic więcej. Nie wiem, o co wam chodzi... Wypuśćcie mnie!- nakazałem znów. Nie mówię im o Ryuichim. Nie ma opcji, że zdradzę im, że tu jest. Próbuję przy tym zbyć jego pytanie. Gram idiotę, ale... muszę zyskać jak najwięcej czasu.
Offline
Mężczyzna nachylił się nad tobą. Z tej odległości widziałeś teraz jak za jego wizjerem pracują jakieś światełka i dane.
-Nie pytałem skąd jesteś ani co robisz. Pytałem skąd. to. masz. - prawie podetknął ci OmniDex pod nos.
Jego kompan tylko odchrząknął, co chyba przywołało go trochę do porządku. Wyprostował się i westchnął.
-I tak się dowiemy kto zdecydował się nas zdradzić, więc możesz się od razu przyznać.
Offline
-Jesteście śmieszni. Krzywdzicie pokemony. Jak miałbym komuś takiemu cokolwiek powiedzieć?- prychnąłem. -Dranie, co to za obroże, które noszą wasze pokemony?! One cierpią!- krzyknałem wściekle. Nic im nie powiem. Ale mimo swojej sytuacji nie zamierzam też milczeć.
Offline
Zaskoczyłeś go tym, to było widać. Zaraz jednak, jeden z drugim roześmiali się.
-Hah. Cierpią? Oj, dzieciaku, nie masz pojęcia co się dzieje. - odpowiedział ten, który próbował cię przesłuchiwać. - One śpią. W ogóle nie mają pojęcia co się dzieje. To wszystko co byliśmy w stanie zrobić w tych światach.
Spojrzał na ciebie a jego uśmiech nagle stał się bardzo.. obrzydliwy. - Tak bardzo kochasz pokemony, co~?
Offline
Spiąłem się, patrząc na niego niepewnie. Co on knuje? Zagryzłem wargę, czując wściekłość.
-Kocham!- zapewniłem zaraz. -Są na pewno o niebo lepsze od takich ludzi, jak wy!- odpyskowałem w końcu.
Offline
Wymienił jeszcze spojrzenie z facetem przy drzwiach, który na chwilę wyszedł.
-No to kim byśmy byli, by powstrzymywać kwitnącą miłosć. Tak się składa, że mamy tu bardzo... chętne pokemony, którym potrzeba dobrego kochania~
Zanim zorientowałeś się o co chodzi, drugi z typów wrócił prowadząc za sobą Houdooma. Miał maskę na pysku, tak że tylko nos był odsłonięty ale szedł jakby otępiony. Lekko trzęsły mu się nogi.
Offline
-Co... co wy zamierzacie?! Jesteście chorzy!- wściekłem się nieco i próbuję na początku się uwolnić, ale... cóż, przez mój obecny stan szybko zaprzestaję większych prób. -Co wy knujecie? Ja... ja nie chcę, żeby pokemony cierpiały! On cierpi...- zacząłem leciutko drżeć, niepewny wszystkiego.
Offline
-Oj tak, i to baaardzo~ - zarechotał jeden z nich podchodząc do ciebie. Odruchowo zacisnąłeś oczy, oczekując ciosu lub czegokolwiek podobnego... zamiast tego jednak poczułeś szarpnięcie w okolicach talii. I następne. Twoje spodnie, razem z bielizną, zaczęły zsuwać się z nóg.
-Dlatego będziesz bardzo chciał mu pomóc, skoro tak się przejmujesz ich losem, prawda?
Otworzyłeś oczy i widziałeś jak facet rzuca twoje spodnie gdzieś w kąt pokoju. Houdoom chyba zareagował na to, bo widziałeś jak zaczyna węszyć i skamleć.
Offline
-HEJ!- krzyknąłem, rumieniąc się ogromnie. -Świry! Zboczeńcy!- krzyczałem, zaciskając razem uda, jakbym tak mógł się zasłonić. Spiąłem też mocno ciało. -Tak nie można!- sapnąłem wystraszony. Oni naprawdę chcą... cholera... Nie. Nie ma opcji. Nic im nie powiem. Blefują!
Offline
-No, dlatego ten tutaj musi sobie ulżyć z cierpieniem. - powiedział drugi, zdejmując maskę z Houdooma. Widziałeś znowu znajomą obrożę. Po chwili, Houndoom złapał zapach. Podszedł do ciebie sam. Zaczął obwąchiwać. Jego nos był bardzo blisko twojej twarzy. Czułeś ciepło jego ciała.
W międzyczasie, mężczyźni wyszli z sali. Zostałeś sam, półnago, z otępionym pokemonem, który teraz pchał nos wszędzie gdzie mógł: na twoją szyję, stopy, pomiędzy uda...
Offline