Nie jesteś zalogowany na forum.
Znasz dobrze powiedzenie "z deszczu pod rynnę". Osobiście uważasz, że powinien być jeszcze jeden poziom. Jezioro? Rzeka? Czymkolwiek by nie było, właśnie tam się znajdowałeś.
Na każdym kroku, od tego jednego pamiętnego dnia prześladowało Cię nieszczęście. Mało kto chciał mieć z Tobą cokolwiek wspólnego, więc musiałeś nauczyć się dbać o siebie. Z czasem bardzo dobrze opanowałeś bycie cieniem, muchą na ścianie, elementem tła. Nie zawsze to działało, dzikie pokemony jednak były znacznie bardziej wyczulone na niebezpieczeństwo. Jeszcze teraz, leżąc pod rozgwieżdżonym niebem w objęciach jedynego drzewa a wzgórzu wzięło Ci się na rozpamiętywanie niedawnych przeżyć.
Księżycowa Góra. Na samą myśl rozbolało Cię w okolicach kolana. Trafiłeś tam pod koniec dnia i mimo, że wiedziałeś że będzie to zły pomysł, wszystko było lepsze niż spanie w deszczu. Miałeś plan aby pozostać przy samym wejściu, ale ciekawość wzięła górę - mogłeś przysiąc, że ktoś obserwował Cię z wnętrza jaskini. Odruchowo poszedłeś dalej by to sprawdzić. Młodzieńcza ciekawość zwyciężyła. Następne co pamiętasz to ciemność otaczająca cię ze wszystkich stron. Niemal dusząca cię, napełniająca strachem. Upadek. Uderzenie o skały. Duży lot w dół. Potem wszystko już stało się bardziej zamazane.
.
.
.
Aż nie obudziłeś się w lokalnym Centrum Pokemon. Od tego czasu, i od otrzymania swojego tajemniczego prezentu, wszystko wydawało się... nie chcesz powiedzieć dobre, ale na pewno spokojne. No i poznałeś swojego pierwszego przyjaciela. Taillow o niezwykłym odcieniu był dla Ciebie zupełnie nowym doświadczeniem. Umilał Ci czas swoimi piosenkami, ostrzegał o grupkach dzikich pokemonów, czasami nawet odzywał się w nim drobny złodziejaszek, przez co mogliście kupić sobie coś do jedzenia. Może incydent w jaskini był tym dnem, od którego każdy powinien się w końcu odbić?
No i ten tajemniczy flet. Zostawił Ci go ten, który Cię uratował. Nikt nie był w stanie powiedzieć Ci więcej, ale czułeś bijące od przedmiotu ciepło i bezpieczeństwo. Czymkolwiek był ten flet i osoba, która Ci go zostawiła - czułeś, że mogłeś jej zaufać. Do tej pory nie przyszło Ci do głowy, by usłyszeć flet (mimo wszystko, poruszałeś się na terenie miasta, a tam nie patrzono przychylnie na obdartych grajków), ale teraz, skoro byłeś na otwartej przestrzeni... czemu nie?
I zagrałeś. Instrument wydawał z siebie przyjemny, kojący dźwięk i mimo tego, że nie do końca wiedziałeś jaką sekwencję nut zagrać, melodia brzmiała naturalnie i płynęła z serca. Po skończonym koncercie próbnym, Twój przyjaciel Taillow usiadł Ci na głowie, jakby zadowolony z występu, ale nic więcej nie uległo zmianie. Głupotą było myśleć, że zacznie się dziać coś magicznego, prawda?
KRRRRRRRRAAAAHHH
Usłyszałeś ogłuszający dźwięk, jakby tłuczonego szkła. W jednej chwili nakryłeś uszy dłońmi i skuliłeś się, ale dźwięk nie ustępował. Dochodził jakby z góry. Podnosząc głowę, widziałeś jak gwiazdy migoczą, znikają, i pojawiają się na nowo. A co dziwniejsze, przez duży kawałek nieba przechodziła ostra rysa, jakby właśnie pękniętej szklanej powierzchni. Taillow szybko ukrył się w Twojej bluzie i piszczał ostrzegawczo. W końcu, niebo pękło i dostrzegłeś absolutnie przepiękny wir kolorów w powstałej wyrwie. I punkt na końcu wiru, który zaczął się powiększać. I zbliżać. I zbliżać, aż w końcu wielka ognista kula powoli wyleciała z wyrwy i uderzyła w zbocze wzgórza, ok. 100-150 metrów od Ciebie. Poczułeś wstrząs, aż odbiłeś się od ziemi i znowu padłeś plackiem.
Co zamierzasz?
Offline
W pierwszym odruchu oderwałem ciało do siadu, byle tylko mieć pewność, że Taillow nie ucierpiał przy tym upadku. Potem powędrowałem spojrzeniem w stronę... krateru. Co to było?
Nie mogłem ruszyć się bardziej z szoku, obserwując miejsce uderzenia... komety? Pocisku? A niebo? Podniosłem wzrok, by znów spojrzeć w to pęknięcie. Milion pytań i myśli kłębiło się w mojej głowie. Bałem się, a jednocześnie to wszystko wydawało się ekscytujące, do tego stopnia, że emocje niemal sparaliżowały mnie, pozwalając tylko obserwować.
Offline
Z Taillowem było wszystko w porządku; zdążył wylecieć z kaptura, gdy Ciebie poderwał wstrząs. Patrząc za to do góry, zauważyłeś... że wyrwy w niebie już nie było. Migotała nad Tobą setka gwiazd, tak jak zawsze. Jak przed zagraniem na flecie.
Podchodząc bliżej, by mieć lepszy widok na miejsce uderzenia, zauważyłeś wypalony krąg trawy na polanie. Spodziewałeś się krateru, wyrwanej ziemi, zniszczenia... jednak nic takiego nie było. W środku kręgu stały dwie postacie. Jedna typowo ludzka, wysoka, w całości pokryta czarnym przylegającym kombinezonem z twarzą zakrytą hełmem. Druga postać była zwierzęca, masywna, na czterech łapach. Obecnie powoli podnosiła się z ziemi.
Taillow przycupnął obok ciebie i z ciekawości przechylił łebek. Nie był pewien co powinniście robić. Uciekać? Obserwować? Kogo miałbyś powiadomić? I w sumie co powiedzieć? Jeśli niebo było już "naprawione", nikt Ci nie uwieży w opowieść o kosmitach.
Obserwowałeś, jak postać ludzka przykłada dłoń do boku hełmu i rozgląda się po całym terenie. Co masz zamiar zrobić? Ukryć się? Skonfrontować tajemniczego przybysza? Coś innego?
Offline
Próbuję znaleźć jakąś szybką kryjówkę. Nie jestem pewien intencji przybysza... Co, jeśli nie są przyjazne?
Zacząłem rozglądać się, ale... Cholera, czy będzie gdzie się ukryć? A co, jeśli on pójdzie szukać ludzkich osad i kogoś skrzywdzi? Nie chciałem tego.
Tak, czy inaczej, szukam jakiejś drobnej kryjówki, chcąc na teraz poznać intencje.
Offline
Pomiędzy drzewem przy którym odpoczywałeś a miejscem lądowania przybysza znajdowało się niewielkie poletko trawy pampasowej. Lekko przykucięty wszedłeś do wysokiej trawy. Przesuwając się bardzo powoli, rozłożyłeś wysokie źdźbła i obserwowałeś sytuacje.
Po zakończeniu oględzin okolicy, postać zdjęła swój hełm i poczułeś, że leciutko się zaczerwieniłeś. Ukazała Ci się twarz młodego, przystojnego chłopaka. Ładne rysy, delikatnie opadające na twarz rudo-brązowe włosy, szelmowski uśmiech i lekko piegowaty nos.
Chłopak poklepał swojego kompana po plecach, i teraz zobaczyłeś że pokryty był on framentami pancerza, które zaczęły się chować ukazując białe, lśniące futro. Widziałeś jak teraz przy chłopaku stoi masywny, odziany w zbroję lew. Na pewno był pokemonem, rozglądał się wraz ze swoim panem. Tak przyglądałeś się jak dwójka ze sobą rozmawia. Chłopak był całkiem wyluzowany, powoli gestykulował jakby mówił coś zarówno do pokemona jak i kogoś innego. Mogłeś usłyszeć tylko strzępki:
-wszystko... dalej stąd... jeszcze nieaktywny...
Zapatrzony w przybyszów, starając się łapać każde słowo nie poczułeś jak po Twojej nodze coś pełza. Gdy poczułeś lekkie ukłucie, wyrwał się z Ciebie lekki pisk, a zaskoczony Weedle wyfrunął z trawy napędzony siłą machnięcia nogi.
Lwi pokemon pierwszy poruszył się, wpatrując prosto w Twoją kryjówkę. Zaraz za nim podążył chłopak.
Offline
Zasłoniłem dłońmi usta. Teraz poczułem się, jak jakiś stalker, ale... to nie tak, że chciałem! To... ugh. Skuliłem się nieco bardziej w tej kępie trawy, ale czy to już cokolwiek pomoże? I dlaczego miałem poczucie winy, choć przecież nic nie zrobiłem? Ale... jej, zaskoczył mnie. Ten chłopak... mężczyzna? Nie wiem, ale... wow.
Offline
Usłyszałeś jeszcze wyciszony tupot łap. Lwi pokemon na pewno już człapał w Twoją stronę. Słyszałeś jeszcze jak węszy. Lekko powarkuje. Taillow spoglądał na Ciebie, jakby oczekiwał na jakiekolwiek polecenie. Co robić? Atakować? Odwrócić uwagę wroga żebyś mógł uciec?
-Kto tam jest? - usłyszałeś głos chłopaka.
Offline
Wziąłem głęboki oddech i po chwili wstałem. Na Taillowa nie reaguję, nie chcę, by się narażał i pokazywał, że tu jest. Chcę, żeby był bezpieczny.
Wyszedłem z ukrycia, niepewny. unosząc dłonie.
-Ja... nie jestem wrogiem. Tu obok... rozbiłem swój obóz, kiedy... pojawiliście się.- wyjaśniłem, spoglądając na jeźdźca i jego pokemona tak niewinnie.
Offline
Podniosłeś się... i stanąłeś praktycznie nos w nos z gigantycznym lwim pyskiem. Patrząc w te ogromne oczy na moment zawahałeś się, ale i sam pokemon nie spłoszył się ani nie zaatakował odruchowo.
-Och? Mamy widownię, Sol~ - Chłopak nadal stał całkowicie swobodnie, z rękoma na biodrach. Po chwili zamrugał i również podniósł dłonie, kopiując Ciebie.
-To jakieś lokalne powitanie?
Offline
Myślałem przez chwilę, że serce wyskoczy mi z piersi na widok wielkiego pokemona! Minąłem go ostrożnie, słysząc słowa jego trenera. Bo chyba jest jego trenerem? Wykonałem obrót, opuszczając dłonie i zbliżyłem się do chłopaka.
-Kim... jesteś? Dlaczego wypadliście z dziury w niebie?- zacząłem pytać, choć... pewnie powinienem zatroszczyć się bardziej o swoje bezpieczeństwo.
Offline
-Och, um... - Zauważyłeś, że chłopak był lekko zmieszany. Zerkał nerwowo na swojego przyjaciela, który patrzył teraz na niego.
-N-nieee, nic takiego nie było, hehe hehe... - Bardzo sztywno wskazał do góry. - W-widzisz? Niebo jest takie jakie było zawsze! Tak! Właśnie tak, nie było tu żadnej nieplanowanej teleportacji...
Taillow w tym czasie przysiadł Ci na ramieniu.
Offline
Przechyliłem delikatnie głowę w bok. Chłopak nie wydawał się w sumie taki zły, jak mi się przez chwilę zdawało.
-Ja wiem, co widziałem. Ale proszę, nie martw się. Nikomu o tym nie doniosę. Czego szukacie tutaj?- powiodłem spojrzeniem po jego niecodziennym stroju. Żadna siła nie zmusi mnie do uwierzenia, że nic się nie stało.
Offline
Chłopak zerknął jeszcze na swojego pokemona i bardzo delikatnie, niemal niezauważalnie, kiwnął głową. Nagle gwałtownie odwrócił się w swoje lewo.
-Co to!? Sol, bierz! - wykrzyknął teatralnie, wskazując na wydawało Ci się pustą przestrzeń. Jego towarzysz natychmiastowo zareagował: z przeciągłym warknięciem ruszył przed siebie we wskazanym kierunku. Po chwili zauważyłeś, jak powietrze wokół niego zaczyna się kruszyć, w ten sam sposób jak wcześniej niebo. Wielki lew przebił się ponownie do kolorowego wymiaru i zniknął, zamykając go za sobą.
Wtedy dopiero chłopak odetchnął z ulgą.
-No dobra, teraz już nikt nie słucha. Chyba powinniśmy porozmawiać na spokojnie. - uśmiechnął się, podchodząc do Ciebie. - Mówiłeś, że masz obóz?
Offline
Westchnąłem, nieco oczarowany ale i wystraszony. Nie pojmowałem, co się działo, ale... cholera. Spojrzałem na nieznajomego, słuchając go, patrząc jeszcze na chwilę w przestrzeń, gdzie zniknął niesamowity pokemon. I skinąłem głową.
-Owszem.- poprowadziłem go. -Jesteś głodny?- spytałem, chcąc ot tak podzielić się z nim swoimi marnymi zapasami. -Jak masz na imię? I skąd pochodzisz? Ja jestem Misaki.- przedstawiłem się, siadając przy ognisku.
Offline
Usiedliście przy Twoim dogasającym już ogniu; mimo wszystko obserwowałeś ich dość długo. Chłopak westchnął z ulgą, gdy mógł usiąść.
-Ryuichi - uśmiechnął się, przyjmując od Ciebie batonik z granolą. Przyjrzał się mu z ciekawością, męcząc się lekko z opakowaniem. - A jestem... cóż, nie stąd, nie wiem czy nazwa cokolwiek Ci powie. To mówisz, że rozbiłeś obóz w tak osamotnionym miejscu?
Offline
-Ja... Podróżuję, po prostu. Tak jest ciekawiej. A może nauczę się wiele. Może nawet uda mi się pomóc chociaż kilku pokemonom.- wyjaśniłem spokojnie, obserwując go. -Widać, że nie jesteś z tego świata.- przyznałem cicho.
Offline
Poderwał się lekko słysząc Twoje słowa
-C-Co? Jak? - nachylił się ku Tobie. Jego twarz była teraz bardzo blisko, jego oczy takie niebieskie... zaraz, o czym wy rozmawialiście? - Skąd... jak dużo wiesz?!
Offline
Zaskoczył mnie, więc z początku nie byłem w stanie odpowiedzieć.
-Proszę, uspokój się.- upomniałem go nieco surowo. -Całym sobą to krzyczysz, nawet teraz. Twój strój, twoje zachowanie...- zarumieniłem się, odwracajac wzrok. -Nie potrafisz udawać, prawda?- mruknąłem.
Offline
Zapauzował... i po chwili tylko opadł zawiedziony.
-Urgh... - jęknął. - A myślałem, że to jest takie proste. Tyle się o tym nasłuchałem.
Po chwili podniósł wzrok na Ciebie.
-Tak, masz rację. Nie jestem... z tego świata. Szczerze, nie wiem nawet jak mój świat się nazywa. Ktoś pewnie prowadzi jakieś zapisy, ale mnie zawsze bardziej interesowała idea podróży samej w sobie. Te wszystkie inne światy. Jedne bardziej zaawansowane, inne mniej. I te wszystkie inne pokemony.
Odchylił się lekko, opierając ręce o ziemię. Uśmiechnął się, unosząc wzrok w gwiazdy. Zauważyłeś teraz jak pod ciasnym kombinezonem rysują się delikatnie mięśnie.
-Świat, którykolwiek świat, jest zawsze taki piękny.
Offline
Zarumieniłem się, odwracając w końcu wzrok, słuchając go.
-Pewnie masz rację.- przyznał. -Ale naprawdę tylko podróżujesz? Ciężko mi w to uwierzyć.- podkuliłem nogi, obejmując je ramionami.
Offline
Spojrzał znowu na Ciebie. Przez chwilę coś rozważał.
-Jesteś bardzo bystry. - Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. - Ciekawe... i jeszcze bardziej ciekawe, że Twoją pierwszą myślą były inne światy. Ale tak, masz rację. Nie ma sensu ukrywać czegokolwiek. Nie przed Tobą.
Usiadł wygodniej, złapał leżący patyk i zaczął rysować na ziemi przed sobą.
-Tu jest Twój świat. - nakreślił kółko. - Żyją w nim pokemony; zwykłe, rzadkie... legendarne. Tu, jest kolejny świat. - narysował kolejne kółko. - Ten świat ma swoich ludzi. I swoje pokemony. Zwykłe, rzadkie, legendarne. Więcej, lub mniej. Bardziej lub mniej potężne. Jak myślisz, gdyby ktoś odkrył możliwość podróży między światami... - narsował linię pomiędzy kółkami i zawahał się. - a jego intencje nie były... szlachetne... co taki ktoś chciałby zrobić?
Offline
Słuchałem go, z lekkim niedowierzaniem, ale... w zasadzie teraz brzmiał najbardziej sensownie. I szczerze.
-Jeśli ktoś... wywęszyłby taką okazję, mógłby chcieć ją wykorzystać w najgorszy możliwy sposób. Dla wszystkich.- zmartwiłem się. -Czy tak to teraz wygląda? Ktoś próbuje doprowadzić do czegoś podobnego?- spytałem zaniepokojony, wreszcie znów spoglądając na twarz nowego kolegi.
Offline
Znowu zwahał się.
-Tak. - Potaknął w końcu. - A przynajmniej takie są plany. Nie jest to jeszcze operacja na pełną skalę, ale wiem że obecnie poszukiwane są światy z najsilniejszymi pokemonami. Zwłaszcza legendarnymi.
Z boku rysunku połączonych światów narysował jeszcze jeden, znacznie większy.
-Sol i ja jesteśmy stąd. Świata w którym ten cały plan się narodził.
Offline
-Teraz rozumiem.- pokiwałem głową. -No, nie całkowicie, ale rozumiem. I... jeśli mógłbym jakoś pomóc... to chcę. Mogę niewiele, ale zdecydowanie nie chcę, by ktokolwiek ucierpiał przez tak okrutne plany.- spojrzałem mu w oczy, zdeterminowany, choć... co ja mogę? Nie jestem silnym trenerem. Moim towarzyszem jest tylko Taillow. Ale wciąż mam dwie ręce i pragnienie, by chociaż ten świat był lepszy dla pokemonów.
Offline
Ryuichi przyjrzał się Tobie dokładnie. Jego oczy szybko zmieniały cel: z Ciebie do Taillowa do miejsca w którym zniknął jego kompan. Wydawało Ci się, że czas spowolnił. Niemal słyszałeś szum krwi w swojej głowie.
-Hm. Dodatkowa para rąk zawsze się przyda. Wiesz co, no dobrze. - Podniósł się na nogi i otrzepał spodnie z kurzu. - Przypomnij mi jak się nazywasz? Nie chcę nic mówić, ale przyda Ci się troszkę szkolenia.
Offline