Nie jesteś zalogowany na forum.
Jak na tak mało przeżytych lat... przeszedłeś więcej niż niejeden pięćdziesięciolatek. Wydarzyło się tak wiele. Czy jest coś, czego żałujesz? Może faktu, że odsunięto cię od swoich małych braci, ponieważ oni są dla ciebie prawdziwymi sprzymierzeńcami w tych mrocznych czasach i nie pozwalają ci zapomnieć, kim jest rodzina. Cóż wiele mówić- tęsknisz za nimi. Odkąd trafiłeś do tego nudnego miejsca widywałeś ich jeszcze rzadziej, o ile w ogóle. A przynajmniej na teraz musisz sprawiać pozory grzecznego i uciemiężonego. A może faktycznie tak jest? Ograniczyli twoją moc, więc jak miałbyś odwiedzać braci?
Z tego zamyślenia i nostalgii wyrwał cię okrzyk posłańca.
-Poczta! Dokument polecony!- młodzieniec wtedy wszedł do wnętrza twojej samotni, ale pozostał tylko w genkanie. Czekał na ciebie, a gdy się pojawiłeś, patrzył nieufnie, może nawet niechętny co do twojej osoby. Wyciągnął do ciebie dokument z twoim nazwiskiem. -Proszę poręczyć odbiór.- nakazał, a kiedy tak się stało, wręczył ci list oznaczony urzędową pieczęcią. Czyli to nie są przelewki.
Wróciłeś do swojego pokoju, gdzie mogłeś w spokoju przeczytać treść dokumentu:
"Hanayama Shinji,
Zostałeś nominowany do uczestnictwa w zajęciach w Cesarskiej Akademii Zawodowej.
W Akademii należy stawić się wraz z nastaniem nowego roku akademickiego. Zostaną zapewnione wszelkie utensylia związane z edukacją, oraz podręczniki i właściwy mundurek.
Odmowa nie wchodzi w rachubę. Jeżeli student nie stawi się w określonym czasie zostanie on doprowadzony siłą."
Taką to przyjemną treść mogłeś odczytać z całego tego szumu informacyjnego. I raczej nie pozwolą ci od tego uciec. Tylko... co to miało oznaczać? Rodzina spisała cię kompletnie na straty, chcieli też zapewne, by twoi bracia o tobie zapomnieli.
Choć budynek Cesarskiej Akademii Zawodowej wygląda imponująco, niemal prestiżowo to... cóż, zdarzyło ci się słyszeć, że od środka wygląda to już mniej ciekawie. Być może odnajdziesz się tam. Być może nie.
Tak, czy inaczej zostały ci jakieś dwa tygodnie do rozpoczęcia roku, zleci w mgnieniu oka. Uciec już nie możesz, ale... pozwolić sobie na odrobinę beztroski? Jak najbardziej!
Tylko od czego by tu zacząć?
Offline
-Hmm? - zerkając jeszcze raz na treść listu, przejechałem po nim palcem. Jeśli pieczęć jest prawdziwa, oznacza to że postanowili zająć się utylizacją elementu niepotrzebnego.
Podchodzę jeszcze do okna, obserwując straż na skraju terenu zamku. Westchnąłem.
-Kurome. Hakuro. Do mnie. - Jeśli mam załatwić wszystkie sprawy zanim odeślą mnie bogowie wiedzą gdzie, potrzebuję pomocy.
Offline
Za twoimi plecami zamigotały błędne ogniki, powoli rosnąc, formując niemal ludzkie postaci, jednak ponowny rzut okiem pozwalał dostrzec ich uszy, ogony, czasem kły a także całkiem silną aurę.
-Hm? Skąd tak nagłe wezwanie?- jako pierwsza odezwała się Kurome. Przyglądała ci się bacznie. Hakuro bez słowa zaczął krążyć wokół ciebie, węsząc niemalże. Ewidentnie wyczuli obcy zapach jaki dochodził z listu.
-Coś się stało.- bardziej stwierdził niż zapytał Hakuro, teraz będąc takim spokojnym.
Kurome stała prosto, wspierając dłoń na swoim biodrze, patrząc z góry, jakby wyczekiwała wskazania ofiary, wyczekiwała akcji. I wyczekiwała twoich słów.
-Wyglądasz całkiem ponuro. Czyżby trzeba było kogoś sprzątnąć?- zadrwiła, chcac przy tym nieco rozładować atmosferę.
Czy ta dwójka będzie jakkolwiek teraz pomocna? Niewykluczone, ale ich nastroje, na chwilę obecną nie wskazywały na to. Bardziej wyglądało, jakby mieli ci przysporzyć kolejne kłopoty.
Offline
Bez słowa tylko pokręciłem lekko głową i schowałem liścik do kieszeni spodni. Nie. Ta dwójka nie pomoże mi w niczym związanym z przygotowaniami do tego nowego etapu życia. Jednak pomoże mi całkowitym pozbyciu się stresu.
-Jeszcze nie. - Odsunąłem się od okna, jednocześnie łapiąc Hakuro za kołnierz i delikatnie ciągnąc go za sobą. Przechodząc obok Kurome, nachyliłem się, objąłem ją w pół i przysunąłem do siebie, całując. Mocno. Desperacko. Drugą ręką przyciągnąłem do siebie jej brata.
-Chodźcie. - rzuciłem, gdy w końcu oderwałem się od niej. -Idziemy do moich małych potworów, zapytać czy słyszeli coś o naszej nadchodzącej przeprowadzce.
Offline
-Hnn~!- wilczyca sapnęła zaskoczona, w akompaniamencie niezadowolonego warknięcie jej brata, którego za sobą ciągnąłeś. Spojrzał na was jeszcze i prychnął cicho, odwracając zaraz wzrok.
Kurome pozwalała ci na wiele, ale w końcu uszczypnęła mocno twój policzek.
-Zdecydowanie coś się stało.- uśmiechnęła się dziko.
-Jaka przeprowadzka?- spytał zaraz Hakuro, podłapując temat. -Znów zamierzasz zakraść się to "młodych paniczów"?- spytał, nieco drwiąco. I jego wkurzało to, jak traktowano twoich braci, ale nie traktował ich jako członków stada, więc... no bywał marudny.
-Właśnie. Wyjaśnisz nam to po drodze~?- Kuroma zamruczała ci do ucha i czułeś, jak czasami zaczepia ogonem twoje udo, albo dół pleców. Zdawała się mieć całkiem dobry nastrój.
Offline
Zaśmiałem się lekko na gest Kurome, ale zaraz odwróciłem się do Hakuro, dając mu całusa w policzek i lekko trykając go nosem.
-Nie bój się, Tobą też chętnie się zajmę~ - szepnąłem mu do ucha.
Po chwii jednak, delikatnie nadal prowadząc ich za sobą do genkanu, wzdycham cicho.
-Wygląda na to, że ważniaki w lśniących szatach w końcu uznali, że zamknięcie mnie tu nie wystarczy. Pomóżcie mi nakreślić ruchomą iluzję, żebyśmy mogli stąd wyjść.
Offline
Młody yokai strzepnął jedynie uchem, rumieniąc się delikatnie i warknął, niby to niezadowolony. Ale on już tak ma. Jego siostra jest bardziej gorąca i chętna do igrania z tobą. Czasami aż za bardzo~.
-Jeszcze im mało?!- Kurome warknęła niezadowolona, słysząc znów o tych cholernych Onmyouji, którzy tak mieszają.
-Są uparci. Tak, czy inaczej... postaramy się.- zapewnił Hakuro.
-Zdecydowanie. Pomożemy ci. Dobrze wiesz, że lubię robić z tych wszystkich strażników strasznych głupców.- zaśmiała się wilczyca, przesuwając paznokciami wzdłuż twojego kręgosłupa, posyłając przyjemny dreszczyk. Próbowała cię pocieszyć.
Offline
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Wiedziałem. Taka ich natura, żeby wytykać ludzkie słabości. I mimo, że są na moje rozkazy, przytuliłem ich do siebie.
-Wiem. - odpowiedziałem, wtulając się w szyje obu. - I to jedna z rzeczy za które was kocham.
Puszczając ich w końcu, wychodzę na tereny zielone zamku-więzienia. Stąd zawsze znajdzie się miejsce by się wykraść. Jeśli Kurome i Hakuro odciągną uwagę, to może nawet główną bramą. Jeśli nie, bocznymi murami.
Offline
-Hej... spokojnie.- młody wilk... poklepał cię lekko po plecach. -Jesteśmy ci to winni.- przyznał.
-Nie mów tak.- Kurome zmierzwiła bratu włosy. Tak zaraz warknął na nią, jak zawsze, kiedy traktowała go jak uległego wilka. Dziewczyna zaśmiała się. -No dobra, to my mamy skupić na sobie uwagę, tak?- upewniła się, a po chwili zmieniła postać na pięknego, czarnego wilka o czerwonych ślepiach. Zdecydowanie jest ogromnym pieskiem~. I niezwykle piękna w takiej formie.
Oblizała się i umknęła.
-Jak zawsze.- westchnął Hakuro i postanowił skorzystać z bardziej subtelnych sztuczek w postaci błędnych ogników i aury lekkiego skołowania, która nie pozwoli im na szybką reakcję na to co się dzieje.
Dali ci czas i możliwości. Całkiem skutecznie sprawiali, że strzegący cię ludzie... dawali się nabrać na ich sztuczki. Oni strzegli dobrze ciebie, gotowi byli do fizycznej potyczki. Nie mniej nie byli odporni na wpływ yokai. Co za tym idzie, masz nad nimi przewagę.
Offline
Uśmiechnąłem się pod nosem. Małe łobuziaki w swoim żywiole. Korzystając z czasu, chcę przygotować kilka talizmanów na wypadek, gdybym musiał szybciej zareagować. Zaopatrzę się w większą ilość w domu u chłopaków, ale póki co chcę mieć przy sobie zaklęcia usypiające i bariery ochronne. Nie nastawiam się na walkę, to tylko szybka misja w ukryciu (daj znać ile mogę wytworzyć w tym czasie).
Przytulając się do murów i krzaków przy wejściu, czekam na rozwój akcji. Strażnicy odejdą czy po prostu padną. Liczę, że w jakiś sposób główna brama zostanie oczyszczona przynajmniej na chwilę.
Offline
W zależności od użytych materiałów i stopnia "mocy" możesz wytworzyć nawet i setkę, lecz to czasochłonne. Zależy, ile uda ci się posiedzieć w domu.
Tymczasem twoja dywersja dawała radę. Błędne ogniki i chłodna aura zmieszania przeraziły i odgoniły strażników a widok ogromnej bestii o czerwonych, krwawych ślepiach i ostrych kłach, zjeżonym futrze.... Wszystko to sprawiło, że strażnicy poddali się momentalnie. Kilku zemdlało, reszta uciekła. Front posiadłości-więzienia został oczyszczony. Ale Kurome zachowała czujność. Rozglądała się. Jej brat pozostał w ukryciu, ale czułeś jego energię. Gdyby mógł, zaatakowałby bez cienia zawahania, ale efekt byłby bardzo krwawy. Mimo wszystko... ta dwójka to potężne istoty.
Nie mniej... oczyścili ci drogę, mogłeś działać dalej.
Offline
No dobrze, przygotowania i materiały zdobęde w domu rodzinnym. Teraz tylko usiłuję wpłynąć na aurę Hakuro i Kurome. Spokojnie, wydaję im niewerbalne polecenie. Trzymać straż.
Zbliżyłem się do wejścia głównego. Spróbuję wyczuć jeszcze dodatkową obecność, by upewnić się że to już wszyscy, którzy mogą mi przeszkodzić. Jeśli tak, to ruszę przed siebie w kierunku miejsca, które kiedyś było moim domem.
Offline
Początkowo nie wyczułeś nic, a twoje wilczki zamierzały wypełnić to polecenie.
Kiedy wyszedłeś poza obręb zamczyska... poczułeś nagłą lekkość, przypływ energii. Pogoda sprzyjała do tego wszystkiego.
Nie trwało długo, jak spostrzegłeś w oddali zarys rodzinnej posiadłości, ale wraz ze zbliżaniem się, zwłaszcza kiedy wszedłeś do miasta, zacząłeś odczuwać jakąś nikłą aurę, czyjąś obecność. Jakby ktoś cię obserwował. Nikt jednak cię nie atakował.
Czy to zagrożenie? Napastnik? Donosiciel? Ciężko było stwierdzić, ale w pewnym momencie w końcu udało ci się dostrzec zarys jakiejś postaci, od której pochodzi aura. Postać... dość niska, jednak tyle wiesz. Twarz przysłaniał szeroki kapelusz wędrownego mnicha, podobnie ciało skrywała taka szata.
Na szczęście ruch jest dziś spory. Masz szansę zgubić ten tajemniczy ogon.
Offline
Niewiele mi to mówi. Równie dobrze mógł to być zbłąkany yokai. Ale dobrze, sprawdźmy jak dobry jest.
Wchodząc w jeden z większych tłumów, np. przechodzących przez ulicę, chcę wypuścić iluzję mnie, która wyjdzie z tłumu w zupełnie innym kierunku niż ja. W międzyczasie prawdziwy ja będę kontynuował spacer ale i skupiał się chcąc wyczuć czy obecność się ode mnie oddala.
Offline
O dziwo... to chyba podziałało. Cokolwiek cię śledziło... nie grzeszyło spostrzegawczością ani wytrzymałością na iluzję. Później już nie czułeś tej obecności, choć... przysiągłbyś, że była to magiczna aura. Czy yokai? Ciężko stwierdzić, ale na pewno kogoś kto z nimi "pracuje".
Ale co by nie było, dzięki temu dotarłeś pod granice swojej rodzinnej posiadłości.
Za murami krył się rozległy budynek, w którym trzymano twoich braci oraz masę przydatnych przedmiotów, głównie tych niezbędnych do fachu onmyouji.
I tu znajdowało się kilku strażników, ot twoi rodzice już dawno temu chcieli poczuć się nieco tylko pewniej. I przez to, że było to ledwie parę osób... masz wielkie szanse przejść niedostrzeżony, bez większego marnowania swoich sił, co przecież przyda ci się później, kiedy będziesz już w pawilonach, które zamieszkują twoi bracia.
Offline
Gdybym miał talizmany, mógłbym ich uspać wykorzystując zaklęcie podobne do aury Hakuro. Jednak tu nie było mnie bardzo długo, nie wiem jak bardzo polepszyły się zabezpieczenia.
Mógłbym utkać iluzję członka rodziny lub służby wchodzącego do domu. Ale skoro mam się zachowywać jak onmyoji, niech tak będzie. Chcę rzucić zaklęcie żywiołu wiatru, aby poruszyć krzakami za strażnikami, dając im wrażenie, że ktoś już jest w posiadłości.
Offline
Cała operacja poszła gładko. Masz już wprawę. Nie tylko ty, bo i twoje dwa chowańce. Wiedzą, jak z impetem i podstępem zająć się strażnikami w waszej posiadłości, jak strzec, by twoje wycieczki nie zostały odkryte. Ty zaś doskonale radziłeś sobie z tutejszymi domownikami i pracownikami. Poszło jak zawsze.
Dotarłeś w końcu pod pokój, w którym na co dzień przebywają twoi bracia. Z wewnątrz słuchać było ich rozmowy.
-Ciekawe, jak się ma nii-san.
-Mmmm.... nie wiem. Mam nadzieję, że dobrze. Dawno go tu nie było, odkąd... wiesz...
-Przestań. Hmph, w końcu wróci, musimy tylko bardziej się postarać. Wpłynąć na dorosłych. To musi się udać.
Słyszałeś ich rozmowę. Wspominali o tobie. Starali się sprowadzić ciebie z powrotem do domu, ale... to już nigdy nie będzie możliwe.
Offline
Aż mnie lekko oczy zaszczypały. Kochane, słodkie potworki. Tak bardzo się starają, ale muszę ich w końcu przekonać że to na nic. Ale najpierw...
Odchrząkuję lekko, chcąc zmienić głos. Delikatnie pukam.
-Kyouya-sama, Yuki-sama. Czy mogę wejść?
Offline
Momentalnie zapadła cisza. Potem chwila jakichś szeptów. Potem słychać było niecierpliwy ruch i po chwili drzwi zostały przesunięte, a zza nich wyjrzały dwie pary dużych oczu. Początkowe zdziwienie i niepewność momentalnie zmieniły się w radość.
-Nii-san!- wciągnęli cię do pokoju, każdy łapiąc za twoją dłoń.
-Nii-san, jak dobrze że jesteś! To nie żart, prawda?
Przekrzykiwali się, zalewając cię masą pytań: co ty robisz? Jak się czujesz? Czy zostaniesz już w domu?
Oni ciebie nie skreślili. Nie zamierzali o tobie zapomnieć.
Offline
I znowu. Najpierw Kuro i Haku, teraz moje dwa małe potworki. Jeszcze chwilka i naprawdę się rozpłaczę.
-No już, już. Kyo-chan, Yu-chan. - śmieję się cicho, tuląc ich do siebie. - Wszystko w porządku, naprawdę. Co ważniejsze, jak z wami? Jak sobie radzicie? Silni jak zawsze?
Ze smutnym uśmiecham podnoszę ich twarze za podbródek, żeby móc się na nic napatrzeć.
Offline
Ich pierwsza radość i energia nieco przygasły. Patrzyli na ciebie.
-Nie jest lekko. Rodzice są wymagający jak zawsze.
-Ale kiedy pytamy o ciebie, zmieniają temat. Nie fair.
-Oboje jesteśmy dalej wściekli. To było takie nie w porządku. Nie zrobiłeś przecież nic złego. Dlaczego musisz być... tam?!
Mówili jeden po drugim. Tyle chcieli ci przekazać.
-Nii-san... Pokażesz nam to znowu? Swoje sztuczki?- poprosił w końcu Yuki, chcąc poczuć się, jak za dawnych lat.
Offline
Położyłem każdemu rękę na policzku. Biedactwa, są tak ciśnięci tylko dlatego, że ja nie mogłem spełnić wymagań.
-Kyo-chan. - pocałowałem go w czoło. - Yu-chan. - pocałowałem drugiego, sadzając go sobie tak by mógł się o mnie oprzeć.
-Jak dobrze wiecie, wasz starszy brat jest potężnym onmyoji. Wiem wszystko i widzę wszystko. I wiecie co widzę w waszej przyszłości? - zaczynam dla nich małą opowieść, podczas której pokazuję im złote iluzoryczne obrazy ptaków i motyli. I ich dwójki, wysokich i pięknych chłopaków w zdobionych szatach. Otoczeni tłumem, ale nie fanów czy dorosłych klientów, a przyjaciół. Z iluzji znikają oficjalne szaty. Kyoya i Yuki w szkole. W salonie gier. W parku zabaw. Na dyskotece z przyjaciółmi.
Offline
Przytulili się do ciebie chętnie, uśmiechając i kiwając głowami.
Ale podczas opowieści nie przeszkadzali ci. Patrzyli z podziwem, ich oczy błyszczały radośnie, słuchając tego, co im mówisz.
-Naprawdę tak będzie?- spytał Kyoya, wtulając się w ciebie na koniec. -Obiecujesz?
-A... a gdzie jesteś ty, nii-san?- zapytał Yuki, patrząc na ostatni, iluzoryczny obraz.
-Właśnie. Musisz być obok.- Kyoya przylgnął do ciebie bardziej, wręcz delikatnie łasił się. Z resztą, podobnie jak Yuki.
Offline
Pogłaskałem ich obu.
-Nawet jeśli mnie z wami nie będzie, to wiecie jak bardzo was kocham. - Kochane małe biedactwa. Tyle przeszły. I to w większości przeze mnie.
-Posłuchajcie mnie uważnie, skarby. Za niedlugo będe musiał wyjechać na trochę. - Przyciągam ich do siebie tak, by musieli patrzeć mi w oczy. - Długo mnie nie będzie. Ale możecie byc pewni, że co tydzień dostaniecie ode mnie wiadomości. Zgoda?
Offline
Nie wyglądali na zadowolonych z twoich słów. Oboje patrzyli na ciebie z niezadowoleniem. Cóż, czasami nawet oni okazują swój egoizm i tak właśnie było i tym razem.
-Nie. Nie zgadzam się!- pierwszy przemówił Kyoya. -Już i tak nie możemy bawić się z tobą codziennie. Mamy ogrom obowiązków! Nie chcę...- czułeś, że napina swoje ciało.
-Kyo ma rację.- Yuki zachował nieco większy spokój. Objął twoją szyję, przytulił się, ale też był spięty. -Już i tak wszyscy traktują cię, jak powietrze. Nie pozwalają ci tu mieszkać. I nikt nie zapyta nas o zdanie. Tylko każą nam uczyć się pilnie.- prychnął.
-Jak ty masz gdzieś iść to my idziemy z tobą!- zarządził nagle Kyoya, wstając po chwili na równe nogi, patrząc na ciebie tak buntowniczo, jakbyś mu czegoś zabraniał.
Offline